Ryba pod piecioma postaciami, pierogi pod dwoma, salatka, drozdzowe karkandaki, barszcz z uszkami i kapusta z grzybami... W kilku slowach- dlugie godziny spedzone w kuchni!
Wszystko po to, by w wigilijny wieczor zamiast pierwszej gwiazdki ujrzec slodkiego uparciuszka, ktory z gory zalozyl sobie, ze postne dania serwowane przez starszyzne sa raczej "ble", wiec do stolu siadac nie warto.
Mimo prosb i grozb, ze Swiety Mikolaj odwiedza tylko grzeczne dzieci, co ladnie jedza kolacje, Mlodziak dupencje zaparkowal na kanapie i ani myslal zmieniac zdanie.
Po pewnym czasie zlamal sie, usiadl przy stole i zazyczyl sobie....... jagod (!!!), ktore pochlanial juz bezproblemowo.
Gdy skonczyl, poszlismy do sypialni wypatrywac pedzacych na niebie san prowadzonych przez renifery. Zgodnie z planem, zasialam ziarenko niepewnosci co do wizyty siwego starca... Mikus mnie wtedy mocno przytulil i zapewnil, ze mam sie nie martwic, bo dotrze On do nas napewno i....... wlasnie widzial go jak przelatywal nad parkiem!
Przeslodkie bylo to male klamstewko.
J. trzasnal balkonowymi drzwiami. "Swiety Mikolaj!"- krzyknal w nasza strone.
Miko migiem przemknal przez korytarz i wparowal do pokoju dziennego. Na widok prezentow po choinka zamilkl na kilka sekund by po chwili zaczac je wszystkie stamtad wyciagac.
Alez byla euforia! Nie przypominam sobie bym kiedykolwiek widziala Mikusia w takim stanie.
Byl przeszczesliwy!
Zaczal od rozpakowywania najwiekszego kartonu: "O, moje ulubione! Co to jest? Co to jest?"
Pod choinka Mikus znalazl drewniany 100- elementowy zestaw kolejowy,
drewniane stemple, sterowany radiem pociag, ktory pasuje do zestawu; ksiazke
autorstwa Mizielinskich, patelnie z kilkoma produktami i samochodzik.
Chyba trafilismy z prezentami ;)